którą tęsknił, bohaterstwem pokona przeznaczenie, a w nagrodę kiedyś rozpocznie nowe życie, wznawiane wielokrotnie.
Tym dramatem Wyspiański zakończył swą działalność, jako tragik.
Z samego czytania, bez widzenia na scenie, nikt nie wniknie w pełni w dramaty Wyspiańskiego, jak na odwrót w wiele jego dramatów nikt nie wniknie, widząc je tylko na scenie, bez uważnego ich czytania. Bo, jak z jednej strony wyobraźnia czytelnika niezdolna jest odgadnąć, na jakie wyżyny zawiedzie go ze sceny twórcza wyobraźnia poety, tak z drugiej widz teatralny nie zawsze zdolny jest objąć umysłem nadmiar myśli, rozsadzający niektóre dramaty. Bez żadnej formuły, wiedziony instynktem artystycznym, Wyspiański posługuje się sceną, by działać równocześnie na słuch i wzrok, na umysł i wyobraźnię widzów-słuchaczów. Lecz nie zawsze te dwa współdziałania są równomierne, iżby harmonijnie zjednoczyły się w jedną myśl-wrażenie. Gdy się to stanie, jak np. w „Weselu“, poeta zapanuje nad widownią, jak pan samowładny, iż poddamy się bezwolnie jego władztwu, a on nas powiedzie, dokąd zechce, szlakami swej myśli fantastycznej. Natomiast, gdy ta równowaga się zachwieje, jak w drugim akcie „Wyzwolenia“, zmęczony refleksją umysł słuchacza nie nadąży już za lotem poety w końcowych wizjach-symbolach.
Bądź co bądź, Wyspiański dał nam teatr nowy, a tajemnicę tego teatru zabrał ze sobą do grobu. Bo tajemnica ta polega nie na formułce jakiejś, lecz na instynkcie twórczym, opornym