który go dotychczas parodyował. Powalił go i rzekł: Wstań, imię twoje będzie: Laertes. I wstał i chodził.
I natychmiast Hamlet odetchnął i rzekł wskazując Laertesa »ktokolwiekby zaś naśladował go, będzie jego cieniem — niczem więcej«.
Wszystkie więc pochwały i uwielbienia, przyznawane Hamletowi przez spory już kawał czasu i tragiczne nad nim rąk załamanie, — było uwielbieniem własnych słabości i tego »do niczego«, czego garść spora w każdej ludzkiej naturze leży i czego się wyzbyć nie łatwo. Hamlet w tej interpretacyi, jak go nam przekazywano i przykazywano i nietylko nam, ale mniej więcej wszędzie — był tą niezawodną pociechą dla tych, — co, żadnych nie mając zdolności, posiedli jednę: zdolność hamletyzowania; — dla tych, co naprawdę mając na swoje barki włożone wielkie nieraz zadania, nie potrafili nic, bo nie wiele umieli, przeto nie na miano Hamletów zasłużyli, ale na miano ludzi niedołężnych, ludzi bez zdolności, — ludzi, którzy w żadnych warunkach niczem innem by nie byli. Co gorzej: Hamlet stał się taką dawką trucizny — dla wszystkich umysłów mogących się rozwijać; trucizny — niezawodnej, streszczającej się w słowach że: można być niedołęgą i być bohaterem równocześnie.
Niedołęga i bohater?
Pozwalam sobie odróżniać te dwa — rzeczowniki.
Hamlet bohaterem jest, jak jest nim każda: młodość, — i nie słabość w nim jest ale: — myśl i rozwój tych myśl, stopniowy. Nie niedołęztwo i brak energii lub siły, — lecz czucie i uczucie człowieka, który chce czynów swoich, sobie przeznaczonych nieomylnie się doczekać i nie uczynić niczego, coby cień na niego rzucić miało.
A myślą ku temu dorastać można tylko stopniowo.
Strona:PL Wyspiański - Hamlet.djvu/137
Ta strona została skorygowana.