Taki miał być teatr Szekspira, takim był.
A teatr Hamletów, teatr wprowadzony w dramat pod tym tytułem, miał oznaczać: jakie to stanowisko teatrowi przyznawał Szekspir, jaką to wagę i rolę mu przypisywał i jak wysoko go stawiał.
Powiadają, że zatwardziali złoczyńcy, obecni na przedstawieniu okropnych widowisk, tak silnie zdjęci bywali wrażeniem, że sami swoje wyznawali zbrodnie.
I oto urasta scena i sala widzów, — teatrum do sali sądowej, — gdzie sztuka, dramat, artyzm sądzi i takie bierze nuty, — że jak na wędę sumienia na wierzch wydobywa.
Był więc zasadniczy pomysł, dający możność ujęcia tej tragedyi duńskiego królewicza, — bez owej niezrozumiałej Szekspirowi postaci Ducha-ojca, opiekuna, Króla-Ducha Danii.
Ależ według danego pomysłu Duch miał występować i w innych aktach może, — właśnie ot w tej ważnej scenie z matką, — która nareszcie szalonego syna podjęła się wybadać.
Scena ta będzie oczywiście już po decydującej scenie teatru i aktorów, — ale jak?
Oczywiście Ducha zastąpi PORTRET, konterfekt ojca, umieszczony obok wizerunku ojczyma.
Była to już epoka, gdzie od dawna wysoko niezmiernie stał portret i portretu rysunek, gdzie już przesunął się Holbein, co umiał tak pisać charakter i wypisał w portrecie Henryka VIII-go i osobistości z jego otoczenia.
Można więc było odwołać się do portretu i przypuścić, że w owym pałacu na zamku w Elzynorze była sala portretowa królów Danii, czy izba zamkowa, gdzie obok siebie umieszczone były dwa wizerunki dwóch królewskich braci.
Strona:PL Wyspiański - Hamlet.djvu/39
Ta strona została skorygowana.