najdroższym wobec jego Szelmowskiej Mości króla Klaudyusza, królowej, Ozryka, całego dworu, z akompaniamentem siostry, lirycznie-sielankowo obłąkanej, »siecze powietrze rękami, wrzeszczy, w gałgany obraca uczucie, prawdziwy z niego łach robi« wobec godnego audytoryum, jakie ma w królewskim dworze.
I to jest pomysł Szekspira, przeciwstawienia tej figury takiej Hamletowi, o którym Hamlet mówi:
w obrazie bowiem jego losu widzę
wierne odbicie mojej własnej doli.
Cenię go bardzo. Słysząc jednak owe
przechwałki jego boleści, nie mogłem
być panem siebie.
Tak, bo to były może nie komedye boleści, ale istotnie przechwałki boleści, aktorstwo boleści, którem się Hamlet brzydzi.
Tak, ale to był tylko syn Poloniusza — i ten stworzony przez Szekspira, ten, wobec którego ból Hamletów miał się prawdą objawów uwydatnić, — ten stawał się główną figurą Szekspirowskiego dramatu — i Szekspirowskiego pomysłu.
Syn kanclerza i ochmistrza, przyszły ochmistrz dworu i kanclerz państwa może?
Ale od tej rangi, któraby go spotkała pod koniec życia, do korony...?
Wiwat król Laertes!?
Ale od tej rangi, przyszłego ochmistrza, do powołania przez lud na tron, do obwołania królem przez LUD, — niezmiernie daleko.
I owi Duńczycy, idący z Laertesem, których Poloniusz co najmniej nic nie obchodził, jeśli im się czem nie na-