Przynajmniej wieści chodzą w taki sposób:
Ostatni duński monarcha, którego obraz dopiero co nam się ukazał, był, jak wiadomo, zmuszony do boju przez norwegskiego króla Fortynbrasa, zazdroszczącego mu jego potęgi.
Mężny nasz Hamlet (ojciec) położył trupem tego Fortynbrasa, który na mocy aktu, pieczęciami zatwierdzonego i uświęconego wojennem prawem, był obowiązany części swych krajów ustąpić zwycięzcy; tak jak nawzajem nasz król, na zasadzie klauzuli tegoż samego układu, byłby był musiał odpowiednią porcyę swych dzierżaw oddać na wieczne dziedzictwo Fortynbrasowi, gdyby ten był przemógł.
Owóż syn tego Fortynbrasa, awanturniczym pobudzony szałem zgromadził teraz, zebraną po różnych kątach Norwegii, tłuszczę ochotników, w celu, który bynajmniej nie trąci tchórzostwem, a który, jak to rząd nasz odgaduje, nie na czem innem się zasadza, jedno na odebraniu nam siłą oręża, w drodze przemocy, wyż rzeczonych krain, które utracił był jego poprzednik.
I to, jak mi się zdaje, jest przyczyną
owych uzbrojeń, powodem czat naszych
i źródłem tego wrzenia w całym kraju.
I ja tak samo sądzę; tem ci bardziej,
że to zjawisko w wojennym przyborze
odwiedza nasze czaty i przyjmuje
na siebie postać nieboszczyka króla,
który tych wojen był i jest sprężyną.
A tak, — to co innego. To znaczy: że ojciec młodego