Lecz Hamlet podnosi się i dźwiga z tego stanu.
»Biada podrzędnym istotom, gdy wchodzą
pomiędzy ostrza potężnych szermierzy«.
Przed chwilą zaś przechodził Hamlet koło sypialni króla gdzie król się modlił, — i gdzie król czeka jeszcze i czuwa, aż nadejdzie Poloniusz i opowie mu przebieg rozmowy Hamleta z matką. Może Hamlet przypuszcza, że król idzie tuż za nim, — ależ i o to mniejsza, gdyż Poloniusz się odzywa za arrasem, a Hamlet może go poznać po głosie.
Była scena taka w legendzie, była w owym lichym dramacie Kyda, musiała więc zostać. Została. Przebieg zaś sceny tej tłumaczyć miała przedewszystkiem już gra aktora.
Jest to bowiem właśnie ta pora nocy, gdy Hamlet czuje w sobie pragnienie mordu i krwi i sił wszystkich użyć musi, by za tem nie pójść i wolę swoją mieć sobie posłuszną.
Dopiero co przemógł się był przed chwilą i nie zabił króla na modlitwie i teraz wołając: »matko, matko, matko!« — biegnie do komnaty królowej.
Ale teraz wszedłszy do tej komnaty matczynej, — po kilku słowach z matką chce zbadać, czy są istotnie sami i gwałtownym ruchem zamyka drzwi na rygle,
aby nikt nie wszedł i nikt nie wyszedł,
jeźli jest kto więcej?
Jeźli jest kto więcej, to śmierć jego jest
postanowiona.
Biada ktokolwiek jest.
Los intruza-szpiega przywiódł. I Los mu znaczy taki:
koniec.