Zapisać teraz mógłby Hamlet, — lecz już nie bawi się w zapisywanie, — wszystka myśl jego zapisuje się i ryje głęboko w jego pamięci i ogarnia go całego:
I niechże udaniem kto nie wychodzi po za swoją ramę, boć to i ja zaraz i natychmiast pokażę: że tyleż, co on i ja udać umiem, — i zrównam jego udanie.
Jest on bratem umarłej i żal przesadnie okazuje, — toż ja to samo mu pokażę i niech nas świat w udaniu naszem sądzi, który z nas lepszy brat tej umarłej?
Udajesz? — I ja potrafię to samo.
Udajesz? Oto sprostałem tobie grą.
Niech nikt po za miarę swoją nie przechodzi.
I niech nikt niczego nie udaje, — bo i ja potrafię to samo, — natychmiast udanie jego własne w oczy mu rzucę.
I teraz, po tej scenie cmentarnej, szanse Klaudyusza i Hamleta są znów bardzo nierówne.
Hamleta król widzi: jako coraz bardziej niebezpiecznego.
Na tej bowiem drodze kroczenia przez świat, jakoby przez cmentarz ludzkiego fałszu, gdzie, za pojawieniem się takiego człowieka (Hamleta), fałsz i kłamstwo, obłuda i udawanie, jak larwa mięsa i ciała, opada z mężów i jeno nagi kościec ostaje: nagi kościec prawdy, — — na tej bowiem drodze Hamlet znowu jest ów prawy król i niechaj drży każdy wobec niego.