Topiel się rzeczna, jak postać, podniosła:
wytrysk wodnemi strugami obwisły
w powietrzu, wstrząsnął ponademną wiosła
rąk, które jako młyńskie skrzydła trysły,
w wielkich rozpędach, miecąc od się trzosła
deszczowe kropel, co, zanim rozprysły,
świeciły śrebrem kul, aż w rzekę wpadły
na dno, wprzęgłemi zjeżone widziadły.
Przez jedną chwilę była mi odkryta
toń straszna i dno rzeki, co zdębiona,
wodnistą ku mnie potworą zakwita —
i widzę: — spodów łożyska i łona
w namułach, glebie, żwirach, — bo odwita
przedemną zwalna tajemnic przepona:
jako tam wszystkie Zła i Zbrodnie legły
i jak jaszczury potworne ich strzegły.
Tak była mnoga tworów cieśń skłębiona
ciał ludzkich, wężych, pniów, konarów drzewnych,
zaplatających w tysiączne ramiona
kamienne, ludzie te o twarzach rzewnych,
o twarzach w bolu strasznym, który kona
wciąż, pod pokrywą ciężką rzek przelewnych —
ten raz jedyny dla mnie odsłoniona. —
I zrozumiałem, co chciałem uczynić,
czerpając wody — ...zapomnieć: zawinić!