»Otośmy drzewa na jesiennej słocie
i kłosy zżęte rzucone na wichrze;
odartych liści najświetniejszych krocie
leżą pokotem we krwi — oto spichrze;
kłosów się snopy, ponurzone w błocie,
walają, — przeto skargi wstydem cichsze;
i noc — straszliwa Noc dla ducha ciąży,
a dusze zapęd rwie... nie wie, gdzie dąży«.
»O znaj ty nasze męczeństwa sybirne,
żelazem dłonie i ręce zakute,
oczy wyżarte, jak przez piaski żwirne,
strugami łez, co zaschły ślozą strute;
że jedno znamy, jako dziady lirne,
straszliwą żalów i jęczenia nutę.
O ty nasz król-dziad, ty ułomny,
a my twój naród, twój lud, twój bezdomny«.
»O Pomsty!« krzykłem duchem przez ich serca,
a nie wiedziałem jeszcze pomsty za co;
jużem rozumiał sercem: ktoś wydzierca!
Ktoś, co korony tknął! — O to kołacą
im w piersiach dzwony skarg! — Do szczerca
dusz ich siągłem; — krwawo płacą
za czyjeś winy; — oni, jak bezdomni,
tulą się, bladzi, chwiejni, nieprzytomni.