»Spałem spokojny, wielkością przejęty
narodu, którym z krasną Ładą żenił
i ostawiałem w polach plon niezżęty,
gdy już pszenicznych ziarn kłos się rumienił.
Ludu mój, otoś w nędzy jest przygięty:
Lęk się i Smutek w twe serce wkorzenił«.
— Cały lud wrzasnął ku mnie: »Cień Kaźmierza«!
A był ten krzyk, jak piorun, co uderza.
Jako wulkanny wybuch gromopłodny
z piersi tysiącznej naraz,... krzyk Przymierza!
Naród mój woła głosem jednozgodny:
»Kaźmierza króla duch! — Duch Kazimierza!«
Oni, ci sami, których ja buławą
i mieczem niegdy muszę ku jedności,
dzisiaj bezpańscy, wielką bólu wrzawą
wyznają: oto jedność w sercach gości.
Dusze ich splatał węzeł wspólnej klęski
w mym duchu, którym stał tam, jak zwycięski.
A dzwon ten wielki bił dla mnie pokłony,
wielkim powietrze falując przelotem
dźwięków przeciągłych brązu, rozmodlony,
pogłębiający ich modły łoskotem:
»Bądź nam jedyny ty król odrodzony
grobów! — o stań się piorunowym grzmotem!
Duchem pozostań wśród nas, twego ludu!
Cudu żądamy królu! Dopełń cudu«!!