Strona:PL Wyspiański - Legenda 1897.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

tęgiego w sobie krył
jak te Witezie —
ja tu na zbożu podścieloném leżę
z pola, com zorał sam
a oni szepczą: »król, król, Witeź«.....
(milczenie).
KRAK.  gdzie to po zgonie idzie ludzka mara?
ŚMIECH.  na pole płaczu, lub pole wesela.
KRAK.  a ja,
gdzie pójdę, jak myślisz;
a już miarkuję, że to bliskie;
— tak mi się widzi,
że nie ma nic dalej
poza tę górę i Wisłę,
a co jest, to nie jest
już memu sercu takie
jak góra ta i Wisła...
a Wisła leci daleko,
het w stronę, gdzie Rany
mają Chram.
ŚMIECH.  byłem na tym Chramie
i tam mi, te Rany, powiedzieli, —
takem był coś smutny
za moją wsią
chałupą i zagrodą,
żem miał łzy w oczach, —
że nie wszystkie dusze
na pola idą nieznane, dalekie.
KRAK.  hę, cóż to mój Śmiechu,
gadaj mi, jakże to.
ŚMIECH  tak ja myślę,
że twoja dusza nie pójdzie