Strona:PL Wyspiański - Legenda 1897.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

ja śpiewów chcę i lubych czułych słów,
brzęczących harfy grań...
zeszłam tu,
bo słyszę, że tu grają
i że mój stary król
kona przy dźwięku;
te gęśle, lutnie te dziwny czar mają
i koją serca ból
w rzewnym strón jęku.

(przypada na ziemi do harf, Krak chwyta ją za dłonie).

KRAK.  córo, bież oręże
ty młoda
niech Stanice przy tobie zestawią
i biją...
idź, tam przecie nie jest wiele luda
tych najezdników,
jeno, że Witezie są sami sprawni; —
synów nie stało mi
idźże ty
za syny moje bij,
dziś musisz mi starczyć za syny.
WANDA  (wzdryga się, wstaje po chwili; powoli, cicho).
do dawnych nowe dodać zbrodnie,
ponurzyć się we win i gwałtów głębie
i w mętach czarnych wód zatopić
trwożliwe białe cnót gołębie
nie — nie.
KRAK  (podnosząc się z leżyska, z ręką wzniesioną).
orłów szerokie skrzydła rozwinąć,
orlich szpon ostrzem chwytać i szarpać,
na skały ranę unosząc śmiertelną,
wysoko, niedostępnie ginąć.