com w górze siedział i dokładniej mógł widzieć, — bo wypada mi wyznać, że w istocie wlazłem był na topolę, — a to jest człowiek w całej wsi znany z kłótliwości.
Nie wierz mu panie, bo on zawsze coś cierpi do mnie i zawsze mnie umie ubiedz, ilekroć razy zdarza się sposobność, by do pałacu wejść choćby na chwilę.
Panie, widzisz, zaczyna od usprawiedliwiania się; pewno nie wie sam dobrze z czem przyleciał.
Gdy zbledną wszystkie twarze przy słowach moich, poczujesz wnet, że będę więcej ważył mową niż ty, co się dopiero co napasłeś tłustem mięsem i wino czerwone jeszcze ci cieknie z gęby.
Zazdrośniku, o brzuch ci chodzi, nie o twarze.
Milczeć obydwaj, warchoły dwa, napędzić ich precz.
Orszak królowej, panie, wraca z powrotem w zamieszaniu bezładnem; tam istotnie zajść coś musiało; — za chwilę tu nadejdą; — możeby nieźle było wypytać jednak, co ten chłopak widział.
Co widziałem? Strach, co widziałem. — Nie powiem