Wróżba to dawna moim słowom daje
znaczenie pełne dziwów; —
przynieście mi tutaj ową skrzynię.
Nie wiem dobrze, co królowa zamierza czynić i jaką może mieć wagę sam czyn napozór żaden, ale widzę gniew siny, srogość i żałość rozlaną w całej twarzy matki i postawę grozy tak pełną, że strach mimowoli przejmuje mnie i ciarki przechodzą po skórze.
Nigdy nienawiść matki, choćby w najlżejszym stopniu, nie może przynieść szczęścia dziecku; ani choćby bez wpływu pozostać na jego szczęścia rozwój samodzielny; i dlatego coraz więcej obawiam się, przy takim spotęgowanym obrazie nienawiści wzajemnej, jaką u dwu tych bliskich sobie istot widzę z żalem, któryby darmo się silił zagoić ranę, zbyt świeżą u matki a syna porywczość, zbyt młodą, chciał skłonić do słów umiarkowańszych i bardziej przezornych.
Jużto zdaje się przezorność jest udziałem starych i jedynie w królu znajduję myślącego wspólnika moich przekonań i razem z nim czekać będę, co nam dzień jutrzejszy przyniesie; pokładając nadzieję w świetle Słońca łagodzącem, że nocne mgły rozprószy i po czasie spokój powróci.