Patrz, jak te gwiazdy płyną, płyną — —
Zawisłam na nich oczyma. — —
Mówię, że jutra dla mnie niema.
Te gwiazdy w otchłań jakąś lecą....
Czy one w tej otchłani giną — ?
Czy dłoń je czyja zatrzyma — ?
W zamyśleniu uchyla się od Atalanty i idzie w stronę ołtarza, gdzie ogień płonie.
Chodź, popatrz na ten kawał drzewa rzucony w ogień. Ciekawy jestem patrzeć i wszystko widzieć wyraźcie;
Po czarnym klocu skaczą oczka czerwone; jakby tworki jakieś małe językami liżą polano i przebiegają wzdłuż, zdmuchane niewidzialną siłą — i drzewo, wprzód czarne, znów staje się jak złote, jakby z metalu było...
Tymczasem Atalanta podchodzi ku niemu i patrzą razem w ognisko.
Płomienny płynny płaszcz piekącą szatą otula całą głownię. — Trzaska, wciąż trzaska, pada się drzewo cierpiące.
Każde włókno z osobna dowiaduje się o swem istnieniu i ginie zżarte gorącem jadu płomiennego.
Już cała przepalona wskróś...
To jednak dziwno jest patrzeć na śmierć przed-