Jakżeż więc matka dała mnie za żonę,
wiedząc, że wniosę przekleństwo w dom męża?
Przyszedłem żywić cię, świętego węża,
Dotrzymać ślubów Dianie święconych.
Nieszczęsny, jakoś śmiał iść ze mną w łoże?
Próżnych słów, gadań próżnych się nie trwożę
i za nic miałem klątwy słów szalonych.
Plotkarstwem niewiast utwierdzane brednie.
Dianie matka moja mię święciła...
teraz rozumiem gniew nieubłagany,
jakim bogini wciąż we mnie godziła.
I znaki te niepowszednie:
Nagły zgon matki zaraz w dniu wesela.
Zburzony ojca piękny dom
łupem się staje rozbojów.
Klęski w winnicach, powodzie, pożogi!
Przez mściwą nagnany boginię,
od krańca boru do progu podwojów
hasa dzik srogi.
Mord braci, syna ręką dokonany;
gdy w nienawistnej dziewce rozkochany,
przezemnie samą syn ginie.
..........
Gdy już się wszystkie wypełniły ciosy,
które mnie mogły klęsk sięgnąć harpunem