O serce dziś w nędzy.
Ojciec, — mój ojciec, — upodlon — z żebraki,
włóczęga! — Jabym zdolen był w nim ojca widzieć
i weń uznałbym ojca, — byle się tu jawił,
tu przed memi oczyma, — on jeden kochany,
choćby taki, jak w śpiewie pieśniarza przeklęty,
jeszcze dla mnie to ojciec i pan mój jest święty.
Nieszarpajcie mi serca, — nie kpijcie we śmiechu.
Ojca będę czcił zawdy, — w przekleństwie czy grzechu
i ojca czekał zawdy, — aż wróci, — powróci
i was, zwycięzki idąc, — precz za dom wyrzuci.
Patrzaj się. — Co Telemak? — Jak się przeistoczył?
On na nas się porywa?
Bo wy drwicie ze mnie.
A widno, że się dąsasz i dąsasz daremnie.
A jeśliśmy w gościnie, — to gościny prawo!
Zdobyliśmy je sami — a kto prawo łamie,
ten panem być nie może tu — i Bogom kłamie.
Przeciw Bogom się rzucasz? Bogi się upomną.
Może to właśnie za tę myśl, tobie przypomną,
Odys do dom niewrocił, że łamał gościny