zaklęta w twarzy jedna wiara:
Iksion wpleciony w męczarń koło.
Myśli go dręczą, gubią, dławią;
myślami tron buduje dla się,
aż w myślach z tronu w otchłań runie.
I znów zapada w myśl głęboką
i w jeden przedmiot utkwi oko,
nim myśli nowe go wybawią,
że w mózgownicy swej pionka posunie.
Wloką się za nim dziwne płaszcze
ze starych kronik, które czytał,
z orłów, wypchanych pakułami,
z broszur, gdzie jaką myśl zachwytał,
z strzęp szalów (niegdyś były nowe,
były: purpura, jedwab, złoto);
dzisiaj w koronkę zdarte, płowe,
gdy je niejedna plama plami,
świecą, jak pełne gwiazd rzeszoto.
Więc trzebaż było, abym wszystko stracił,
bym myślą się wzbogacił.
Więc trzebaż było, żebym wszystko zdeptał;
przez zgliszcz, przez gruzy zyskał władzę;
by duch mi mój wyszeptał
IDEĘ, którą innych poprowadzę.
Płaszczu z purpury, — gronostaje, puchy:
błoto i kurz i śnieg...
Marnota, — lichość. — — Walczą duchy
a zeszły nad przepaści brzeg.
Gdzie stąpię... przepaść; paść już mam
i kamienieję w granit-słup.