— Dowidzenia, Magloire.
I mańkut, popychając wózek z katarynką, powędrował dalej, gdy doktór wchodził do zajazdu, przytykającego do restauracyi matki Aubin.
Restauracya i hotel znajdowały się nad brzegiem Sekwany.
Doktór wszedł do części domu, zajętej na pokoje umeblowane, i zatrzymał się na trzeciem piętrze przed drzwiami, ópatrzonemi czarno wypisanym numerem 17.
Klucz był w zamku.
Doktór wszedł, zapukawszy.
Pokój był rozmiarów skromnych, ale dobrze oświetlony szerokiem oknem, wychodzącem na pola.
Meble, jakkolwiek skromne, odznaczały się pewnym gustem; znać tez było wzorowy porządek.
Kiedy się drzwi otworzyły, popchnięte przez doktora, mała ośmioletnia dziewczynka wstała od stołu, przy którym siedziała i czytała i postąpiła kilka kroków pocichu na spotkanie przybyłego.
— Mamusia śpi, panie doktorze — odezwała się cichym i wzruszonym głosem — nie trzeba jej budzić...
I delikatna rączka dziecka wskazała łóżko, na którem leżała biedna Germana, wychudła, z twarzą bladości kości słoniowej, oczyma, okrążonemi obwódką niebieską, oddychając ciężko, ze skroniami spoconemi.