Po chwili Weronika została sama z Martą, po odejściu przybyłych.
Zapadła znów w bolesną zadumę.
Naraz furtka od ulicy Hordoin otworzyła się, chociaż nikt nie zadzwonił, i dała przejście Ryszardowi Verniere, który posiadał klucz od niej.
Weronika, spostrzegłszy fabrykanta, stanęła przed nim w ubraniu żałobnem, z oczyma czerwonemi od łez, źle otartych.
Przemysłowiec, zatopiony w swych interesach, nie zauważył narazie zmian, zaszłych w stroju i twarzy odźwiernej.
Sądząc, że chce mu zdać sprawę z czegoś, co się stało w fabryce podczas jego nieobecności, zatrzymał się przed jej izbą i odezwał się dobrotliwie:
— Czy masz mi co do powiedzenia, pani Weroniko?
— Tak, panie — wyjąkała zacna kobieta. — Chcę pana przeprosić za uchybienie memu obowiązkowi...
Ryszard Verniere okazał ździwienie.
— Uchybiłaś pani swemu obowiązkowi! — powtórzył.
— Tak, panie.
— W czem?
— Byłam nieobecna w swej izbie, w chwili nadejścia robotników, a brama była zamknięta, czekali przynajmniej ze dwadzieścia minut... przezemnie...
— Wina jest poważna, wistocie, pani Weroniko — odparł surowo Ryszard Verniere — ale na tem ucierpią nie robotnicy, tylko ja... moja kasa... bo czas stracony to
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/101
Ta strona została skorygowana.