Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/107

Ta strona została przepisana.

— Tak... 30 grudnia przypada w sobotę... Wpływy ukończone będą zbyt późno, ażeby można fundusze nasze złożyć w banku przed wtorkiem 2 stycznia.
— Szkoda...
— Nie mamy się czego obawiać... we wtorek sam zawiozę te pieniądze do Paryża...
Po chwili milczenia przemysłowiec podchwycił:
— Czy byłeś pan w Jeneralnem towarzystwie ubezpieczeń?
— Byłem...
— Cóż polisy?
— Przygotowują je. Przyniosą je panu we wtorek zrana...
— Dopiero we wtorek?
— Tak, panie.
— To trochę późno... Ubezpieczenie, którego nie chcę odnowić z towarzystwem amerykańskiem, kończy się, z dniem 31 grudnia 1893 roku, we wtorek następny przypada 2 styczeń 1894 r. Przypuśćmy, że między 31 i 2 wydarzy się pożar, to nie otrzymałbym żadnego wynagrodzenia za pogorzel, ponieważ żadne towarzystwo nie byłoby względem mnie zobowiązane...
— To prawda, panie, ale nie potrzebujemy się obawiać pożaru, a raczej jest on niemożebny przy nieustannym dozorze, urządzonym podczas nocy w warsztatach.
— Mamy obok siebie fabrykę farb i werniksu, pełną materyałów palnych... Tam jest niebezpieczeństwo...
— W istocie, i dlatego też Towarzystwo jeneralne deleguje komisyę, ażeby ustanowić ryzyko, poczem właśnie nastąpi podpisanie pańskich polis.