Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Za jaką bądź cenę chciał zobaczyć się ze swoim bratem, i ażeby po raz drugi nie przyjść daremnie do fabryki, czekał prawie godzinę, przechadzając się po wybrzeżu Sekwany, od strony Clichy, zasłoniwszy twarz prawie zupełnie szalem. Godzina upłynęła, więc przypuszczając, że Ryszard jest już z powrotem, skierował się znowu do bramy od ulicy Hordonin i znów zadzwonił, nie bez wzruszenia.
Weronika otworzyła.
Od pierwszego spojrzenia poznała przybysza.
Jakkolwiek przystojny i elegancko ubrany, nie wydał się wcale sympatycznym.
— Czy pan Ryszard Verniere powrócił? — zapytał Robert.
— Tak, panie.
— Czy mogę się z nim zobaczyć?
— Zaraz mu oznajmię pańskie przybycie. Racz mi pan powiedzieć swe nazwisko.
Kto wie, czy Ryszard nie odmówiłby widzenia się z nim, gdyby się dał poznać?
Chciał zaskoczyć brata i osądzić, zależnie od tego jak będzie przyjęty, jaki będzie najlepszy sposób do pozyskania jego łaski.
Jakkolwiek postanowił poczynić kroki stanowcze dla dopięcia tego; jakkolwiek liczył na związki krwi, na niezmiernie delikatną naturę swego brata, w głębi duszy doświadczał wielkiego niepokoju i miał tylko bardzo mierną ufność co do powodzenia swego usiłowania.
— Pan Verniere mnie nie zna — odpowiedział.