głęboko w twej myśli. Znów zabrakło ci środków i przychodzisz do mnie, spodziewając się znaleźć deskę ocalenia.
— A gdyby tak było?
— Wyrachowanie twoje jest fałszywe! Tu nic niema dla ciebie!.. Nic!.. Wiesz, że twoje obecne postępowanie nie oczyszcza twej przeszłości. Nie zasługujesz na żadną litość, ja nie przyjdę z pomocą twej ruinie, gdyż ona jest wynikiem twej rozpusty...
— Mój bracie! posłuchaj mnie — wyjąkał Robert.
— Ty mnie wysłuchaj wpierw — przerwał Ryszard — i kiedy przedstawię oczom twoim sromotny obraz twych szaleństw, twych błędów i twych zbrodni — tak, twych zbrodni — to chyba nie będziesz mógł utrzymywać, że ja mogę o tem zapomnieć, że ja mogę ci przebaczyć!
Robert drżał, jeżeli nie z pomieszania (niezdolny był go doświadczyć), to przynajmiej ze złości.
Bezwątpienia spodziewał się burzliwego przyjęcia, ale nie tak brutalnego.
Pod tym potopem zniewag, natura jego nie poskromiona burzyła się.
Powstrzymał się jednak, z oczyma, zawsze skierowanemi ku swemu celowi, i nie przestając się spodziewać, że uda mu się jeszcze znaleźć słówko dość zręczne, ażeby wzruszyć serce brata.