Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

Ryszard, wzruszony oburzeniem, ciągnął dalej:
— Co uczyniłeś z życiem, które rodzina sama zgotowała ci tak słodkie i tak łatwe? Czy brakowało ci czegokolwiek w latach, dziecięcych? Czy skąpiono pieszczot, starań, wykształcenia? W dwudziestym czwartym roku ukończyłeś tak, jak ja, szkołę sztuk i rzemiosł; jako jeden z pierwszych uczni mogłeś tak, jak ja, dążyć do tego, ażeby zostać inżynierem wykształconym, człowiekiem honorowym! Przyszłość miałeś w swem ręku!
Rodzice, umierając, pozostawili nam po 180,000 franków każdemu. Był to początek majątku, który praca mogła dziesięćkroć powiększyć... Zaproponowałem ci współkę, powiedziałem ci: „Nie rozstawajmy się!“ Nie rozstawajmy się nigdy! Zostańmy z sobą połączeni, kochajmy się zawsze, i firma Ryszard i Robert bracia Verniere, stanie wkrótce w pierwszym szeregu.“
Cóżeś uczynił ze swego udziału ojcowizny, grosz po groszu zebranej w znoju i oszczędności? Głupio i swawolnie je roztrwoniłeś! Rozrzuciłeś je nierozsądnie w szynkowniach, w szulerniach, we wszystkich miejscach, gdzie istoty nieużyteczne i szkodliwe twego rodzaju szukają ruiny i hańby... Gdy ja ustalałem swój byt, gdy prowadziłem swe przedsiębiorstwo pomyślnie i zwiększałem, ty dochodziłeś do kłopotów, potem do czarnej nędzy. Brakujących ci pieniędzy poszukiwałeś w zbrodni, i jeden z synów człowieka, którego życie całe było uczciwością i honorem, stawał się fałszerzem, łupem galer!
— Oszczędzaj mnie... mój bracie... oszczędzaj mnie! — wyjąkał Robert.
Ryszard poruszył się z gniewem.