Potem ciągnął dalej, unosząc się na wspomnienie popełnionych nikczemności przez nędznika, który był przed nim, w postawie obłudnego błagania.
— Ciebie oszczędzać, ciebie. Cóż znowu! po co?.. Czyżeś oszczędził hańby naszemu imieniu? Czyś oszczędził mnie najdotkliwszych boleści? Ocaliłem cię przez pamięć naszego ojca, bo twoja hańba dosięgłaby go po za grobem!.. Roztworzyłem drzwi więzienia, już za tobą zamknięte... Zaspokoiłem człowieka, którego naśladowałeś podpis, a dziś ośmielasz się prosić, ażebym cię oszczędzał... Doprawdy, zanadto z mej strony pobłażliwości i uczucia, zanadto drogo opłaciłem prawo, przemawiania do ciebie w ten sposób jak to czynię.
Robert osunął się na krzesło i otarł czoło, zroszone potem.
Ryszard stał przed nim, panując całą wysokością, i ciągnął dalej:
— W chwili, kiedyś już widział przed sobą galery, jakbyś zrozumiał ogrom swej zbrodni... Odgrywałeś komedyę pokory i żalu, i błagałeś o me przebaczenie i rady... Nie odmówiłem ci ani jednego ani drugich... Może, pomimo to wszystko, mówiłem do siebie, nie jesteś jeszcze zepsuty do głębi duszy. Może staniesz się jeszcze innym — człowiekiem, człowiekiem, zdolnym się podnieść...
Zachęcałem cię, ażebyś się oddalił od otoczenia dla ciebie niebezpiecznego, ażebyś zerwał stosunki z hulakami, opuścił Francyę i Paryż. Chciałem cię zrehabilitować pracą, którą miał ci ułatwić twój rzeczywisty talent inżyniera mechanika.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/116
Ta strona została skorygowana.