Ryszard Verniere, zaślepiony gniewem, zapominając się, rzucił się na brata i pochwycił go za kołnierz.
Robert zbladł.
W tejże chwili w oczach mu się zrobiło czerwono, rękę wsunął do kieszeni, ażeby pochwycić nóż, ale się zastanowił i nie dokończył wcale rozpoczętego ruchu.
— Nędzniku! — wykrzyknął Ryszard syczącym głosem. — Ty śmiesz mówić o nienawiści, mnie; com posunął swą słabość aż do chęci jeszcze dopomożenia ci, z przeświadczeniem, że źle będę za to wynagrodzony, boś ty niezdolny nawet próbować okupienia ohydnej przeszłości i powrotu do dobrego! Ta nienawiść nie istnieje. Powiedziałem ci to i powtarzam! Ja dla ciebie czuję tylko głęboką pogardę!
Na chwilę wzruszyłeś mnie, mówiąc mi o naszej matce, której pamięć jest dla mnie zawsze żyjącą.. Pomyślałem sobie, że mi przyzna słuszność, jeżeli sobie przypomnę, pomimo twej niegodziwości, że obaj pochodzimy z tej samej krwi, dlatego uczyniłem ci propozycyę, która powinna cię była przejąć radością i wdzięcznością.
Tę propozycyę ty odtrącasz wzgardliwie. Odrzucasz życie pracy, które ci ofiarowywałem i które mogło cię doprowadzić do rehabilitacyi i majątku... Wobec tej odmowy podejrzana myśl staje się pewnością! Przychodząc tutaj, pożądałeś nie posady lecz dostania się do mnie, ażebyś mógł poznać me sekrety i sprzedać je... Było to szpiegostwo na korzyść Prus, ażeby się wedrzeć do mnie, twego brata, i kto wie, czy nie uchodziłbym kiedyś za twego wspólnika! Dalej, precz ztąd, łotrze! precz ztąd,
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/123
Ta strona została skorygowana.