Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

fałszerzu!.. precz ztąd, Judaszu!.. Precz, precz! albo cię zabiję!..
W tejże chwili Ryszard porwał znów Roberta za kołnierz i popchnął go gwałtownie ku drzwiom.
Robert zachwiał się i o mało co nie upadł.
— Nie mogąc posłać mnie do Ameryki, chcesz mnie zamordować! — zapytał z niewysłowionym akcentem wściekłości — to sposób pozbycia się mnie.
Te słowa popchnęły Ryszarda do paroksyzmu uniesienia.
— Nędzniku! — wykrzyknął, przystępując do Roberta z zaciśniętemi pięściami — zabić cię byłoby aktem sprawiedliwości! — Nie popychaj mnie do ostateczności! Idź precz, Judaszu!.. ależ idź precz!..
I ręką gniewną otworzył drzwi, pochwycił brata w uniesieniu i literalnie wyrzucił go z pokoju.
Robert miał odwagę zawołać:
— Zobaczysz mnie jeszcze, Ryszardzie!
— Nigdy!
— Powiadam ci, że mnie jeszcze zobaczysz.
Potem ze zmienioną twarzą, z wściekłością w sercu, wybiegł ku wyjściu z fabryki.
— Brama! — zawołał głosem głuchym.
Brama się otworzyła i Weronika Sollier ukazała się na progu izdebki swej w porę, aby ułatwić wyjście osobistości, którą oznajmiła swemu pryncypałowi, jako przedstawiciela domu genewskiego.
Prawie natychmiast przybył Ryszard Verniere.
— Weroniko — rzekł — czyś dobrze się przyjrzała temu młodzieńcowi?