— Tak, panie.
— Czybyś go poznała, gdyby przyszedł tutaj?
— O! tak, twarz jego wyryła się w mej pamięci.
Jego wzrok prawie mnie przestraszył, kiedym go zobaczyła po raz pierwszy. Pamiętam jego nazwisko: Adryan Dietrich...
— Nigdy go tu nie puszczać! — podchwycił Ryszard — nigdy, słyszysz mnie, pani! Gdyby przyszedł, wypędź go, pani, a gdyby się opierał, zawezwij ludzi do pomocy. Od tego człowieka można się wszystkiego obawiać!
— Spełnię to wszystko skrupulatnie.
Ryszard Verniere z rozognioną głową powrócił do swego gabinetu, a Weronika do swej izby.
Noc zapadła.
Robert z nienawiścią w sercu, powracał do Paryża, a w umyśle jego roztrojonym przesuwały się projekty zemsty.
Ale jaką zemstę wywrzeć mógł na bracie.
Myśli mąciły mu się, i gdy przybył do hotelu Nowego na placu Rzeczypospolitej, gdzie się zapisał pod nazwiskiem Fryca Lejmana, jeszcze nie powziął żadnego postanowienia.
Liczył na Klaudyusza Grivot, że on dopomoże mu radą.