Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/126

Ta strona została przepisana.

W oczekiwaniu majstra, zamknął się w swym numerze. Doczekał się też go o oznaczonej porze, punktualnie o godzinie wpół do ósmej.
— I cóż? — zapytał Klaudyusz Grivot, po przywitaniu.
— A cóż! coś mi przepowiedział, to się stało!
— O! to było nieuniknione! ale nie chciałeś mi wierzyć, a teraz gorzej, bo on się będzie miał na baczności.
— Mniejsza, ja chcę się zemścić.
— Rozumiem cię i pochwalam... Ale jest zemsta i zemsta... O jakiej ty marzysz?
— O najstraszniejszej! Mam pragnienie krwi mego brata.
— E!.. Lepiej miej pragnienie luidorów i papierków niebieskich...
— Groził, że mnie zabije! Gdyby postąpił był jeszcze krok jeden, to jabym go zabił!
— A potem... piękne rzeczy! Zbrodnia nieużyteczna, która mogłaby cię zaprowadzić na plac egzekucyi, nie włożywszy grosza do twej portmonetki.
— A! gdybym mógł go zrujnować!..
— Zrujnować go to co innego!.. To byłoby logiczne; to wchodzi w naszą kómbinacyę pierwotną, ale byłoby rozsądnie i praktycznie zrujnować go na naszą korzyść. To rozumiem i do tego celu trzeba nam dążyć.
I gdy Robert poruszył się z wściekłości, Klaudyusz Grivot ciągnął dalej:
— No; mój stary kolego, nie daj się unosić nerwom. Bądź spokojny, jak ja jestem, i jak ty być powi-