Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Czy widzisz ztąd piękny worek z czterykroć stu tysiącam franków co najmniej... Zabierasz piękny ten fundusik i zmykasz do Berlina, dokąd ja przyjadę do ciebie dopiero za parę tygodni, ażeby nie obudzić podejrzeń, jakie mógłby wywołać mój nagły wyjazd... Znajdę przez ten czas dobry powód, ażeby mnie odprawiono. Pojmujesz, że to pójdzie jak po maśle.. No, gotów jesteś?
— Tak — odparł Robert porywczo — gotówem na wszystko. Potrzeba mi zemsty, a brak mi pieniędzy, muszę mieć jedno i drugie!..
— Brawo! nareszcie jesteś takim jak dawniej... Co do podziału zaś...
— Podzielimy się jak bracia... Po połowie na każdego. Ale jak wejść w nocy do fabryki?
— Ja się tego podejmuję...
— A do gabinetu, gdzie jest kasa?
— Widziałeś kasę?
— Tak.
— Prawdziwe arcydzieło mechaniki, wynalezione przezemnie i wykonane. Dam ci do niej klucze i obeznam cię z sekretem zamków... Nie zwodziłem cię nigdy, mówiąc, żem wszystko przewidział.
— A ja powtarzam ci, że jestem zdecydowany... Którego dnia, a raczej której nocy mamy działać?
— Wieczorem pierwszego stycznia... Bez kłopotu.
— Czy brata nie będzie?
— Tego dnia zawsze jest zebranie u jego przyjaciela Daniela Savanne, sędziego śledczego... Brat twój przepędzi tam dzień i wieczór przy swej córce i powróci dopiero bardzo późno...