— Doktorze — odezwała się głosem cichym, ledwie dosłyszalnym — muszę z tobą pomówić.
— Słucham cię, moje drogie dziecko — odpowiedział pan Bordet, biorąc krzesło i siadając tuż przy łóżku.
Chora mówiła dalej:
— Muszę z tobą pomówić, ale nie przy córce... Niech pan ją oddali pod jakim bądź pozorem... na kilka chwil... proszę.
Doktór skinął głową przyzwalająco i wstał z krzesła ażeby zbliżyć się do stołu.
— Moja Marciu, daj mi papieru do napisania recepty — rzekł do dziecka, które, ocierając oczy, pośpiesznie podało przybory do pisania.
Pan Bordet zapisał lekarstwo, potem, podając dziewczynce papier, rzekł:
— Pójdziesz moja pieszczotko do apteki w Saint-Ouen i poprosisz o to lekarstwo. Zaczekasz, aż będzie gotowe i przyniesiesz je... Ja zaczekam do twego powrotu, ażeby matka nie była samą.
Marta wzięła receptę z widocznem zakłopotaniem i zwróciła na matkę spojrzenie z bolesną wymową.
Zrozumiał to poczciwy doktór.
— Nie potrzebujesz płacić — szepnął. — Idź, dadzą ci lekarstwo bezpłatnie.
Poczem dodał głośno:
— Otul się dobrze.,.tu bardzo gorąco, a na dworze bardzo zimno... Czyś co jadła dzisiaj?
Twarzyczka Marty zaczerwieniła się.
— Nie jeszcze, panie doktorze.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/13
Ta strona została skorygowana.