Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/130

Ta strona została przepisana.

— Kiedy mniej więcej?
— Po północy.
— Ale odźwierna... ten buldog, gotów zawsze gryźć?
— Spać będzie przy swej małej wnuczce, którą znalazła dziś zrana... to cała historya...
— A parobek, który, jak mi mówiłeś, sypia nad stajnią?
— O! tym nie potrzebujemy się zajmować... On zgryzie takie ziarnko, że się obudzi dopiero w południe.
— Pozostaje służąca Ryszarda.
— W niedziele i w święta ma „wychodne“. Chodzi do swego syna, stolarza w Vincennes, wraca dopiero zrana.
— Więc jakby wszystko nam sprzyjało.
— Tak... będziemy mieli wolne pole do działania...
— A o której godzinie nasza wizyta?
— Między dziesiątą a jedenastą. O wpół do dwunastej czekać na ciebie będę na wybrzeżu Sekwany o pięćset jakie kroków od wejścia do doków... Przyjdź pieszo... żeby nie jeździć... i tak niepotrzebnie pokazywałeś się dziś zrana w fabryce...
— To się już stało.
— Zapewne jeździsz jeszcze na rowerze?
— Tak.
— Więc po fakcie odjedziesz z fabryki na rowerze... Czy masz przy sobie przewodnik kolejowy?
— Mam, oto jest...
Klaudyusz zaczął przerzucać kartki.
— Bruksela1 — wyrzekł.