O godzinie trzeciej powrócił Jakób z wypchanym pugilaresem i ciężkim workiem i zdał rachunki kasjerowi.
Dzień był skończony pod względem wypłat i inkasy, pozostawało Prieurowi załatwić tylko listy płac.
To mogło nastąpić dopiero po zamknięciu warsztatów.
Tymczasem kasyer ukończył bilans i przekonał się, że rezultaty zgodne były z jego przewidywaniami, że osiągnięto cyfry, jakie kilka dni temu wskazał Ryszardowi Verniere.
Pierwszy z majstrów przyszedł, gdy kasyer winszował sobie trafności rzutu oka.
Lista jego płacy była sprawdzona i zaspokojona.
Następnie pojedyńczo nadchodzili i inni majstrowie.
Klaudyusz Grivot stawił się ostatni.
Grivot, jakeśmy powiedzieli, posiadał zupełne zaufanie pryncypała.
— I cóż — odezwał się, ściskając rękę kasyera — zadówolonyś pan dzisiaj, panie Prieur? Musiałeś pan dzisiaj zebrać sporo złota i banknotów? Koniec roku przyniósł zapewne naszemu pryncypałowi większe zyski.
— Nie mylisz się pan! — odpowiedział kasyer z głębokiem zadowoleniem, którego nie starał się wcale zataić. — Idzie! idzie dobrze. Wpływy wspaniałe. Po zaspokojeniu wszelkich wypłat pozostanie nam ładna sumka w kasie.
— Dwakroć stotysięcy franków może? — zagadnął majster.
— Więcej.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/152
Ta strona została skorygowana.