Kasyer uścisnął serdecznie rękę pryncypała i oddalił się z tem zadowoleniem, jakie daje poczucie spełnionego obowiązku.
∗
∗ ∗ |
W dniu i godzinie oznaczonej Gabryel Savanne udał się do swego notaryusza, ażeby podnieść znaczną sumę, której znamy przeznaczenie.
Opuścił kancelaryę, unosząc tę sumę, stosownie zawiniętą i tworzącą gruby pakiet, jak zwyczajny tom księgarski.
Teraz pozostawało mu tylko udać się do Saint-Ouen, do swego przyjaciela Ryszarda Verniere.
Nadeszła noc.
Kapitan okrętu wsiadł do dorożki i kazał się zawieźć na ulicę Hordoin.
Ryszard Verniere, mając jeszcze przed sobą poważną robotę, powiedział Magdalenie, swej służącej, ażeby przygotowała obiad dopiero na godzinę ósmą.
Wewnątrz fabryki, jak i z zewnątrz w pobliżu, panował najzupełniejszy spokój.
Weronika Sollier przyrządzała wieczerzę w swym pokoju, mając przy sobie drogą swą Martę, która już kochała czule babkę.
Obie zasiąść miały do stołu, gdy dał się słyszeć turkot powozu.
Powóz zatrzymał się nagle i w kilka sekund odezwał się dzwonek.
— To ktoś z wizytą do pana Verniere, babciu — rzekła mała Marta.