— Cierpiałem, żem nie poszedł do syna zaraz po przyjeździe, ale nie mogłem i nie chciałem.
— Nie chciałeś?
— Nie.
— Dlaczego?
— Zaraz zrozumiesz... Dotąd nikt nie wie o mej obecności w Paryżu.
Zdziwienie Ryszarda wzmogło się.
Zapytał:
— Więc nie widziałeś się z bratem?
— Tak samo, jak i z synem.
— Po tak długiej nieobecności? Nie rozumiem.
— Zrozumiesz...
— Przynajmniej byłeś na grobie swej żony?.. Biedna twoja Janka umarła, przywołując cię, w półtora roku po twym odjeździe!..
Łkanie wydało się z piersi oficera marynarki, na jego spalonych od słońca i wiatrów morskich policzkach potoczyły się grube łzy.
Milczał, ale te łzy za niego mówiły.
Nie, nie był na cmentarzu.
Ze zdziwieniem patrzył przemysłowiec na swego przyjaciela.
Miał przeczucie nieszczęścia...
— Więc cóż się to dzieje? — wyszeptał bardzo wzruszony — jaką bolesną tajemnicę masz mi odkryć?
Kapitan westchnął.
— Zaraz dowiesz się o wszystkiem — wyrzekł wreszcie posępnie.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/161
Ta strona została przepisana.