Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/162

Ta strona została przepisana.

— Mów, mów prędko, bo przeraza mnie twoje milczenie!
Oficer uścisnął konwulsyjnie ręce Ryszarda.
— Przychodzę szukać u ciebie pociechy — wyjąkał — a zarazem wyspowiadam ci się z winy...
— Z winy... przedemną!
— Ze zbrodni.
— To niepodobna!.. — zawołał inżynier. — Ty?.. cóż znowu! Tyś nie popełnił zbrodni!..
— Niestety!
I Gabryel pochylił głowę, jakby przygnieciony zbyt ciężkiem brzemieniem.
Ryszard Verniere podchwycił:
— Nie! nie! nie!.. nie wierzę ci! ty byś miał popełnić zbrodnię, ty, człowiek bez winy, którego kochałem i szanowałem!.. Ty, którego uczciwość jest przysłowiową! Nie, to niepodobna!
— A jednak ja postąpiłem jak człowiek bez honoru! Postąpiłem jak nędznik!..
Ryszard Verniere pomyślał z niepokojem, czy jego przyjaciel nie został dotknięty raptownym obłędem.
— A ja sądzę — odezwał się — że to wszystko urojenie, że to, co uważasz za zbrodnię, jest poprostu drobnostką.
Gabryel Savanne potrząsnął głową.
— Nie! — odparł — zbrodnia jest zbrodnią. Posłuchaj mnie.
I głosem, urywanym, drżącym, zaczął opowiadać: