Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/167

Ta strona została przepisana.

Nie istniał żaden ślad i dziś nie wiem wcale, gdzie szukać nieszczęśliwych ofiar...
Pojmujesz, Ryszardzie, moje katusze? cierpienia mego serca? tortury mej duszy? Pojmujesz rozciągłość zbrodni, o którą się oskarżam przed tobą i której wyrzut zatruwa moje życie?
Obok dziecka prawego, bogatego, wykształconego, otoczonego przywiązaniem, mającego prawo do szacunku wszystkich dla imienia szanowanego, które nosi — istnieje biedne dziecko, moja córka, która nie ma ani nazwiska, ani położenia społecznego, a może nawet ani chleba!.. Istnieje nieszczęśliwa kobieta oszukana, opuszczona, która cierpiała, płakała, pracowała, ażeby wyżywić z dnia na dzień to dziecko — moje, gdy pierwszym obowiązkiem uczciwego człowieka jest zapewnić mu byt!..
Czy słyszysz, Ryszardzie?.. z mej winy dwie istoty niewinne męczą się może w najsroższej nędzy, na jakim nędznym barłogu!.. Od tej myśli ledwie nie oszaleję i zapytuję się, czy nie bardziej zasługuję na galery, niż niektórzy zbrodniarze, skazani przez sądy?
Łkanie złamało głos Gabryela, a łzy popłynęły po jego twarzy.
Na widok tak przejmującej rozpaczy, Ryszard Verniere czuł się nawskroś wzruszony i zdjęty litością dla winowajcy, który tak okrutnie pokutował za swą winę.
— Daj mi rękę, Gabryelu — wyrzekł.
— Przebaczasz mi? — wyjąkał marynarz, ściskając z wdzięcznością rękę, podaną mu przez przyjaciela.
— Potępiam cię i rozgrzeszam jednocześnie. Zbrodnia twoja, bo zbrodnią to jest, należy do tych, dla któ-