Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/171

Ta strona została przepisana.

Nie chciałem ich ucałować, zanim nie spełnię powinności, działając tak, jakiem uczynił.
— Trzeba jednak, ażeby w moich księgach handlowych była wpisana suma, którą mi złożysz — rzekł przemysłowiec.
— Nic ci w tem nie przeszkodzi. Nikt nie ma prawa kontrolować twej rachunkowości.
— Ale gdybym umarł?
— Umrzeć! w twoim wieku i przy twem zdrowiu! cóż znowu!.. Zanim umrzesz, od dawna będziesz wiedział, czy moja córka i jej matka żyją, i uwolnisz się od powierzonego ci depozytu.
— Niech i tak będzie — rzekł Ryszard po chwili namysłu. — Nie mam odwagi odmówić ci tego, czego żądasz tak usilnie. Na depozyt otrzymany dam ci kwit.
— Po co? — zapytał kapitan okrętu.
— Jakto, po co? — zawołał przemysłowiec.
— Z takim człowiekiem, jak ty, kwit jest niepotrzebny.
— A gdybym umarł, jak powiedziałem ci przed chwilą, jakbyś mógł się o te pieniądze upominać, nie mając do nich żadnego tytułu!.. A teraz — dodał Ryszard — udziel mi wskazówek szczegółowych.
I, biorąc pióro i arkusz papieru, przygotował się do pisania.
— Jakich wskazówek chcesz? — spytał marynarz.
— Najprzód, jak się nazywa dyrektor agencyi, który ma przyjść do mnie z wiadomościami i po odbiór wynagrodzenia?