Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/174

Ta strona została przepisana.

ją ucałować... niech dowie się, że ja jestem jej ojcem... Ja muszę się zobaczyć z Weroniką Sollier... muszę się przed nią oskarżyć... Sprowadź ją, proszę cię... rzucę się przed nią na kolana... chcę błagać...
Ryszard Verniere nacisnął dzwonek elektryczny, prowadzący z jego gabinetu do izby odźwiernej.
— Zbierz całą swą odwagę — rzekł do oficera marynarki — pomyśl, że znajdziesz się wobec uczciwej kobiety, której skradłeś dziecko, wprzód je uwiódłszy,.. Wobec matki bez córki, której złamałeś serce, zatrułeś życie... Weronika Sollier cierpiała przez ciebie; płakała przez ciebie. W ciągu lat długich złorzeczyła ci, chociaż ciebie nie znała?. Teraz, kiedy cię pozna, teraz, kiedy się znajdzie wobec człowieka, z którego winy córka jej umarła, opuszczona, w nędzy, nie wiem, czy zdobędzie się na wzniosłą cnotę przebaczenia.
Gabryel drżał na całem ciele.
Słowa Ryszarda zdjęły mu przepaskę z oczu. Położenie przedstawiało mu się istotnie przerażające.
Co powie tej matce znieważonej i zrozpaczonej?
Ryszard zrozumiał co się w nim dzieje.
— Bądź odważny — powtórzył — a nadewszystko bądź spokojny...
Zapukano do drzwi gabinetu.
— Proszę — odezwał się przemysłowiec.
Gabryel nie miał już ani kropli krwi w żyłach.
Drzwi się otworzyły.
Weronika Sollier, cała ubrana w żałobie, zbliżyła się do Ryszarda, oczekując rozkazu.