Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/177

Ta strona została przepisana.

łowawszy nawet swej matki, bo nie zobaczyłam już jej w życiu! Umarła, pozostawiwszy córkę bez nazwiska!.. Wobec Germany umarłej, wzywałam na nieznajomego sprawcę tylu nieszczęść przekleństwa Bożego!.. I pan prosi mnie o przebaczenie, mnie!. Nie, ja nie przebaczam mój panie, a nienawiść, którą mnie pan przejmujesz, rów, na się tylko pogardzie. Gdybym zamiast matką, była ojcem ofiary, zabiłabym cię!..
— Ja żałuję!..
— Kłamstwo!.. Człowiek, zdolny tak postąpić, nie ma serca przystępnego dla żalu.
Poni Sollier, ulituj się nademną.
— A czyś pan miał litość nademną?.. Czyś miał litość nad mojem dzieckiem?
— Ale Marta jest moją córką i ja mam prawo...
Weronika gwałtownie przerwała mu słowa.
— Córką pańską!.. prawo pańskie! — zawołała. — Ach! milcz pan! Jakie prawo możesz mieć do dziecka, któremu nie dałeś nawet swego nazwiska? Marta, pańską córką?.. Czy ona nawet pana zna? Czy widziała twarz pańską, pochyloną nad jej kołyską, kiedy jeszcze była niemowlęciem?.. Nie! nie! nie!.. Nie jesteś godnym być ojcem!.. Marta jest mojem dzieckiem, mojem... tylko mojem... Mam ją i zatrzymam!.. Ona pana nie pozna! Ona pana znać nie będzie nigdy! — Przynajmniej pozwolisz mi pani zapewnić jej przyszłość.
— Jej przyszłość!.. Teraz pan o tem myślisz!.. A tak, to prawda, jesteś pan bogatym!.. Ale czyż są zbrodnie, które okupują pieniądze.