— Pan byłeś bardzo okrutnym, przez pana mamusia dużo się nacierpiała... dużo się napłakała...
Te słowa Marty w jednej chwili ożywiły gniew i nienawiść Weroniki.
— A! — wyrzekła głucho — tyś czuła cierpienia mamusi... Widziałaś jej łzy i razem z nią płakałaś... Tyś dzieliła z nią nędzę... Tyś była przy jej łóżku, gdy umarła... wycieńczona... zabita pracą, biedą i zmartwieniem...
Dziecko dusiło się.
Zaledwie mogło wymówić te wyrazy:
— Tak!.. o! tak... Ona bardzo płakała... bardzo cierpiała... biedna moja mamusia...
Weronika nieubłagana ciągnęła dalej:
— Przy łożu śmiertelnem, ty, moja droga, byłaś sama... A gdzie on był?.. on, sprawca tyle złego?.. Gdzież on był?.. Jego nikczemne opuszczenie czy daje mu dziś prawo do dochodzenia ojcowstwa, o którem przez lat przeszło siedm nie raczył nawet pamiętać?.. Czy ma on dziś prawo ofiarować swe pieniędze protekcyę, gdy wczoraj pozwolił odprowadzić na cmentarz moją córkę, twoją matkę, biedną Germanę, której mogiłę zapłaciła dobroczynność publiczna?.. Czy ma on prawo, pod pozorem, że jest twoim ojcem, prosić cię teraz o twe przywiązanie i pocałunki, on, co dał twej matce i tobie łzy tylko i cierpienia. On chce być osądzony przez ciebie. A więc, moje dziecko, pamiętaj o swej biednej matce, i teraz, gdy wiesz o wszystkiem, bądź sędzią nad tym człowiekem!..
Nastała wielka cisza.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/188
Ta strona została przepisana.