Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Podeszła ku babce, wzięła ją za rękę i, pociągając ją z niepowściągnioną słodyczą, poprowadziła ją ku Gabryelowi Savanne.
— Moja dobra babciu — rzekła do niej głosem jednocześnie wzruszonym i pieszczotliwym — powinnaś tak uczynić, jak mamusia, która jest w niebie... trzeba, ażebyś przebaczyła, Tym razem opór pani Sollier rozchwiał się.
— Sąd dziecka to sąd Boży — wyrzekła. — Ponieważ matka i córka przebaczyły, ja nie mogę się okazać nieubłaganą... Przebaczam.
— O! dziękuję! dziękuję! — zawołał Gabryel, biorąc rękę Weroniki i próbując ponieść ją do ust.
Oparła się łagodnie, ale stanowczo.
— Nie, panie — rzekła — nie... Nie mogę. Przebaczyłam, ale zawsze będzie grób między nami.
Gabryel pochylił głowę.
Pojmował, że matka Germany ma słuszność.
Jeżeli przebaczenie było możliwe, to niemożebne było zapomnienie.
— Pani Sollier — odezwał się Ryszard Verniere, dla przerwania odrazu tej sceny zbyt wzruszającej — niech Marta powróci do pani mieszkania. Gabryel i ja mamy z panią pomówić o interesach.
Na to dziewczynka odpowiedziała:
— Dobrze, proszę pana, ja pójdę sobie.
Potem, zwracając się do oficera marynarki, dodała:
— Tatusiu, ja tatusia zobaczę jeszcze.
— Zobaczysz, moja droga.
— Jutro?