Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

— Jutro, tak, ale na krótko, bo będę musiał wieczorem opuścić Paryż.
— Opuścić Paryż? — powtórzyła Marta. — A to dlaczego?
— Ponieważ jestem marynarzem, moja droga Marteczko, i muszę powrócić na morze i to na długą podróż.
— Więc od jutra to już długo nie zobaczę tatusia?
Gabryel drgnął.
Na myśl mu przyszły przeczucia bliskiej śmierci.
— Tak, długo, moja droga — odpowiedział. — Ale nie trzeba o tem myśleć, ponieważ zobaczymy się jutro.
— A pójdziemy — podchwyciło dziecko — z babcią uklęknąć na grobie mamusi, nieprawdaż? I ją trzeba przeprosić także...
— Pójdziemy, przyrzekam ci — odpowiedział oficer, całując gorączkowo swoją córkę.
— A teraz idź — rzekł pan Verniere.
Dziecko posłuszne opuściło gabinet.


XXVII.

Przemysłowiec, pozostawszy sam z oficerem marynarki i Weroniką, natychmiast zabrał głos.
— Pani Sollier — rzekł — nie mówmy już o przeszłości. Córka Gabryela, natchniona z pewnością przez duszę swej matki, zatarła winy swego ojca. Pani to zrozumiałaś; jestem ci wdzięczny za mego przyjaciela i sam ci za to dziękuję.