Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/201

Ta strona została skorygowana.

— Patrz, Marto — podchwyciła pani Sollier — kładę ten kłębek do szuflady w tym stoliku. Gdyby się mnie przytrafiło jakie nieszczęście, teraz wiesz, zkąd masz go wziąć, ażeby się upomnieć o to, co ci się należy...
— Upomnieć się... U kogo, babciu?
— U pana Ryszarda Verniere, któremu wręczysz to bez obawy.
— Albo komu, babciu?
— Przyjacielowi, który się za tobą upomni... Magloirowi, mańkutowi, który był tak dobry, tak szlachetny dla twej mamusi... Zapamiętasz to?
— O! tak, babciu.
— Ale tylko w razie mojej śmierci lub pana Ryszarda Verniere. W owym razie schowasz ten kłębek, albo lepiej powierzysz Magloirowi, nie powiesz mu, co zawiera.
— Dobrze, babciu.
— I nie powiesz nigdy, że to twój ojciec dał ci ten majątek.
— Dobrze, babciu.
— Przysięgasz mi na to?
— Tak, babciu.
— Dobrze. Jestem spokojna.
Pani Sollier zamknęła szufladę, w której znajdował się ów kłębek.
— Późno już, idźmy spać, moja droga — rzekła do Marty — jutro zrana pójdziemy na cmentarz?
— Czy z tatusiem?