Z pozoru unosił się radością na myśl, że nowy węzeł przywiąże nas do siebie... Przysiągł mi, że zostanę jego żoną i przyzna swoje dziecko. Ja wierzyłam w te jego kłamstwa, jak wierzyłam w jego miłość, i przez czas pewien żyłam wśród marzeń.
Przebudzenie było bliskie. W kilka miesięcy później przyszedł Gabryel z twarzą bardzo zmienioną. Przestraszona zaczęłam go wypytywać... Wymijał moje pytania, w końcu jednak wydobyłam z niego to zdanie: „Otrzymałem rozkaz, ażeby jutro wyjechać do naszej eskadry na dalekim wschodzie.“
Było to uderzenie pioruna... Ani mogłam myśleć, ażeby z nim jechać, opanowało mnie prawdziwe przygnębienie, smutne przeczucie mówiło mi, że jestem zgubiona i to przeczucie nie omyliło mnie wcale.
Gabryel odjechał, zaprzysięgając mi wieczną miłość, pozostawiając mi sumę pieniędzy, dostateczną dla zapewnienia mi utrzymania w ciągu dwóch czy trzech miesięcy.
Kłamał.
Ten odjazd niespodziewany obudził we mnie przestrach, trwogę, zadał mi taki cios, że wśród okropnych cierpień wydałam na świat przed czasem moją córeczkę.
Stan mój był tak poważny, że doktór kazał mnie przenieść na wpół umarłą, do szpitala nieprzytomną, a dziecko powierzył mamce i długo nie mogłam przyjść do zdrowia.
Trzy miesiące przepędziłam w szpitalu, oczekując ciągle i spodziewając się wiadomości od Gabryela.
Nic... nic...
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/21
Ta strona została skorygowana.