Schultz, oparty na poręczy, słyszał to.
Od kasy, gdzie wziął bilet Robert — zgodnie z programem, nakreślonym przez Klaudyusza Grivot — udał się ku biurom ekspedycyi towarowej.
Szpieg niemiecki i tu przybył za nim.
Zobaczył, jak Robert złożył tu walizę, zapłacił za przewóz i udał się do sali poczekalnej.
Czcigodny Schultz pomyślał — na pozór bardzo trafnie — że już zbyteczne byłoby dalej go śledzić.
Dla szpiega, nie ulegało już wątpliwości, że Robert Verniere jedzie koleją o godzinie szóstej i pół z Paryża do Berlina.
Uznał więc za stosowne dłużej nie tracić czasu na dworcu i czemprędzej zawiadomić O’Briena o swem tak pomyślnem odkryciu.
Tymczasem zaledwie Schultz wsiadł do dorożki, która go miała zawieźć na ulicę Vitoire do słynnego lekarza, a już Robert Verniere opuścił poczekalnię, i starając się być niepostrzeżonym, skradając się przy ścianach domów, wyruszył w drogę, którą mu Klaudyusz wskazał, ażeby o oznaczonej porze przybyć na umówioną schadzkę.
Pani Aubin, chcąc obchodzić dzień uroczysty, w kółku swem, zaprosiła przez Magloira do siebie panią Weronikę z wnuczką.
Według obietnicy, kataryniarz przyszedł po nie, ażeby je zaprowadzić do właścicielki restauracyi.