Kiedy wyszłam ze szpitala, ogołocona ze wszystkiego, oddano mi córkę, nie troszcząc się wcale, czy mam środki, ażeby ją wyżywić... Udałam się do mieszkania, które zajmowałam przed moją chorobą, mniemając, że znajdę tam schronienie, a może i wiadomości od Gabryela.
Schronienie nie istniało już dla mnie. Mieszkanie zostało wynajęte, a żadna wiadomość nie nadeszła podczas mojej nieobecności.
Upomniałam się o odzież, pozostawioną przezemnie, i pewną kwotę pieniędzy — wszystko, co mi pozostawił Gabryel, a co schowałam do komody w pokoju sypialnym.
Ubranie zwrócono mi. Co do pieniędzy, czy skradziono mi je w chwili przeniesienia mnie do szpitala, czy też gospodarze byli złej woli, dość że mi je zaparto.
Zostałam się na bruku bez grosza, handlarka jakaś kupiła odemnie garderobę za bezcen i przez kilka dni żyłam... Ale skromne moje środki wyczerpały się szybko i znalazłam się znów ogołoconą ze wszystkiego.
Mając nadzieję już tylko w Bogu, weszłam do kościoła, ażeby się pomodlić, iżby Bóg zlitował się nad biedną matką i córką.
Jakkolwiek byłam tak niegodną, Bóg nie odrzucił niej prośby. Jakiś stary ksiądz, odgadując cierpienia moje, wsparł mnie i zaprowadził do pewnej rodziny pobożnej, gdzie mnie trzymano przez tydzień.
Nabrałam trochę sił i odwagi i powiedziałam przełożonej, że pragnę pracować dla wychowania mego dziecka.
We dwa dni później, posiadając trzydzieści franków, dzięki miłosierdziu starego księdza i tej świętej kobiety, mogłam wynająć skromny pokój i poszukać pracy.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/22
Ta strona została skorygowana.