Weronika owinęła Martę w wielki szal bawełniany i sama się ubrała też ciepło.
Drzwi od mieszkania odźwiernej zamknięte zostały na klucz, tak, jak i brama od ulicy.
Od dwóch już godzin palił się gaz, oświetlając podwórze i wejście do mieszkania Ryszarda Verniere.
Tym razem mało było stołowników u matki Aubin.
Wśród bardziej nam znanych znajdował się główny majster fabryczny, Klaudyusz Grivot w doskonałym humorze.
Wkrótce jednak skarżyć się zaczął na ból głowy.
Przy obiedzie bardzo smacznym Magloire, na prośby obecnych, zaśpiewał kilka ładnych piosnek.
Rozmowa toczyła się wesoło.
Pod koniec obiadu Grivot odezwał się z narzekaniem na ból głowy i, nadmieniając, że kilka godzin snu najlepiej mu pomoże i że nazajutrz wstać musi wcześnie do wyznaczenia roboty, uścisnął ręce wszystkich, pocałował małą Martę i, pożegnawszy się w ten sposób, wyszedł.
Wkrótce podniosła się też od stołu i Weronika.
Matka Aubin chciała ją u siebie jeszcze dłużej zatrzymać.
— Nie... nie... nie mogę — odrzekła żywo. — Jestem odźwierną w fabryce pana Verniere, jak wie pani, i muszę być na swem miejscu. Gdyby co złego się stało, ja byłabym moralnie odpowiedzialna...
— Ma pani racyę — wtrącił kataryniarz — i zaraz panią odprowadzę.
— E! to zbyteczne, mój dobry Magloire... Zostań tu jeszcze z panią Aubin i naszymi zacnymi przyjaciółmi.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/221
Ta strona została przepisana.