Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/223

Ta strona została przepisana.

Na drodze swej, wśród pustkowia nadrzecznego, nie spotkał nikogo.
Przybywszy do rowów, przed parkanem drewnianym, oddzielającym wybrzeże od ulicy Hordoin, majster zsiadł z roweru i ułożył go w dole, sam zaś poszedł dalej ku uliczce, prowadzącej od Sekwany, na ulicę Hordoin.
Biegł prawie, pomimo wiatru, smagającego mu twarz.


XXXIV.

Zaledwie uszedł pięćdziesiąt kroków, spostrzegł przed sobą czarny cień. Klaudyusz poznał zbliżającego się ku niemu Roberta Verniere.
— Nareszcie! — odezwał się tenże. — Myślałem już, że nie przyjdziesz!
— A dlaczego miałbym nie przyjść? — odparł majster — przecież chyba cel naszego spotkania jest poważny?
— A! co za zimno! — podchwycił Robert. — Co za straszny czas.
— Jakby umyślnie dla nas przydatny.
— I ja tak pomyślałem przed chwilą. Pomimo to palce mi zmarzły.
— E! warto je nawet odmrozić dla pięciuset pięćdziesięciu dwóch tysięcy franków.
— Pięćset pięćdziesiąt dwa tysiące franków — powtórzył Robert. — W kasie Ryszarda?