Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/238

Ta strona została przepisana.

Ani na chwilę nie tracąc zimnej krwi, wszedł do pokoju odźwiernej, i pociągnięciem za sznur otworzył bramę.
Wtedy rzuciła się fala otaczających, na których czele znajdował się Klaudyusz Grivot, który jakby objął kierownictwo nad akcyą ratunkową.
— Ratujmy papiery! ratujmy kasę pana Verniere! — rozkazał.
Rzucono się ku mieszkaniu.
Klaudyusz i Magloire, który się znajdował obok niego, zatrzymali się nagle.
Przy blasku płomieni spostrzegli dwa ciała, leżące na bruku podwórza.
— Pryncypał! to pryncypał! — zawołał majster, udając zdziwienie i przestrach.
Jednocześnie Magloire poznał babkę Marty, bez czucia, ze skrwawionem czołem.
— Ależ to Weronika — wyjąkał. — Ranna, a może nieżywa.
Potem na cały głos zawołał:
— Prędko! prędko! pomocy tutaj!.. Zbrodnia!.. zamordowano!.. podpalono!..
Dwadzieścia rąk podniosło ciała, które przeniesiono do pokoju odźwiernej, a jeden z robotników pobiegł po doktora.
Marta, usłyszawszy głos kataryniarza, do którego jak wiemy, miała zupełne zaufanie, nie drżała już i zeszła z góry na parter.